wtorek, 30 czerwca 2009

Ubezpieczenie na wyjazd wakacyjny


Egipt - wiecej zdjęć na wakacje.hostei.com
Bezpieczny w podróży
autorem artykułu jest Sebastian Kanikuła
Jeśli ze zwichniętą pod prysznicem pięciogwiazdkowego hotelu, podczas zorganizowanych wakacji, odwiedzimy greckiego lekarza, niemal ze stuprocentową pewnością można przyjąć, że koszt tej wizyty pokryje nam ubezpieczenie podróżne wykupione wraz z ofertą naszego operatora. Jednak mniej powszechny wypadek, do którego można zaliczyć zarówno kradzież bagażu, jak i złamaną nogę na dzikiej plaży może być już dla nas o wiele większym problem niż można sobie wyobrazić.
Czytaj dwa razy
Rafał Mrozowski z działu sprzedaży i marketingu firmy ubezpieczeniowej Mondial Assistance, specjalizującej się w ubezpieczeniach podróżnych zaznacza, że przed każdym wyjazdem należy poważnie przeanalizować naszą polisę. Równie ważne jak szacowanie ryzyka jest na przykład sprawdzenie sprawdzenie wielkości sum gwarancyjnych. Może mieć to kluczowe znaczenie, gdy będziemy chcieli skorzystać z ubezpieczenia.
- Jeśli wybieramy się na wyjazd do Niemiec, wcale nie potrzebujemy tak wysokich sum gwarancyjnych, jak jadąc do Stanów Zjednoczonych. Jeśli mając w polisie 20 000 euro przeznaczone na koszty leczenia i assistance skręcimy w Niemczech kostkę, to nie musimy się o nic martwić. Ale już w USA, gdzie usługi medyczne są znaczenie droższe, na transport do szpitala, wszystkie niezbędne badania oraz założenie odpowiedniej opaski usztywniającej może nam tej sumy nie starczyć – zwraca uwagę Mrozowski.
Dziś towarzystwa ubezpieczeniowe mają w swojej ofercie szeroki wachlarz ubezpieczeń dotyczących podróży krajowych i zagranicznych. Zasadniczo dzielą się one na ubezpieczenia dotyczące osoby zawierającej umowę z towarzystwem oraz ubezpieczenia OC (odpowiedzialności cywilnej). Te pierwsze obejmują koszty leczenia, NNW, pomoc prawną i utratę lub zniszczenie bagażu. W przypadku ubezpieczenia OC towarzystwo wypłaca odszkodowanie osobie, której niechcący wyrządziliśmy krzywdę lub zniszczyliśmy jej mienie. Część ofert uzupełnionych zostało o ratownictwo (koszty akcji ratowniczych), a także ubezpieczenie sprzętu turystycznego, np. nart. W dodatku wiele z tych polis jest ustandaryzowana. Można się zatem dziwić dlaczego, mimo że koszt zakupu polisy w ramach ubezpieczenia podróży jest niewielki, a może nam to oszczędzić wielu strat i kłopotów, wciąż tak duży słyszy się o przypadkach gdy ktoś był bliski bankructwa po wizycie z bolącym zębem u zagranicznego dentysty. Nie wspominając o naprawdę poważnych przypadkach.
- Z doświadczeń zawodowych mogę przywołać przypadek, gdzie starsza Pani w czasie odwiedzin u rodziny mieszkającej w USA, potknęła się na schodach upadając tak niefortunnie, że złamała nogę i doznała urazów głowy. Jej limit na świadczenia kosztów medycznych i assistance stopniał w kilka dni, tym samym ubezpieczyciel przestał płacić za jej hospitalizację. Stan jej był na tyle poważny, że dłuższy czas musiała zostać w szpitalu. W efekcie po trzech tygodniach hospitalizacji rachunek za leczenie, jaki musiała pokryć z własnej kieszeni oscylował w okolicach 400 000 tyś. dolarów.
Myśl zanim podpiszesz
Jednak przed podpisaniem polisy należy się zastanowić, co ubezpieczamy i jakie są nasze aktualne potrzeby. Dopiero jeśli ustalimy jakich ryzyk chcemy się wystrzegać lub jakie nam grożą niebezpieczeństwa, dowiemy się jaki zakres ubezpieczenia jest nam potrzebny możemy wybrać taką firmę, która posiada odpowiednią dla nas kategorię ubezpieczenia (komunikacyjne, życiowe, turystyczne).
W tym miejscu zawsze warto przypomnieć podstawową zasadę – czytamy to co podpisujemy. Umowę ubezpieczenia także. Oczywiście jej podstawowa treść jest ciężka do przełknięcia bo Ogólne Warunki Ubezpieczenie pisane są językiem prawniczym i skomplikowanym (choć niektórzy ubezpieczyciele odchodzą od tych praktyk) ale należy sprawdzić chociażby definicje zdarzeń ubezpieczeniowych i wykluczenia. Te pozycje są szczególnie ważne dla tych, którzy chcą wyjechać, żeby uprawiać sporty takie, jak narciarstwo zjazdowe, nurkowanie, wspinaczka itp. Może się bowiem okazać, że wykupiliśmy ubezpieczenie w wariancie w którym wykluczone są sporty wysokiego ryzyka, do których na nasze nieszczęście zaliczono np. narciarstwo zjazdowe.
Co, gdzie i kiedy
Każdy operator turystyczny ma obowiązek zapewnić nam ubezpieczenie turystyczne. Jednakże często są to polisy o bardzo wąskim zakresie ochrony ubezpieczeniowej i bardzo małych limitach kwotowych na pokrycie np. kosztów leczenia, czy kosztów naprawienia szkód wyrządzonych przez nas na osobie trzeciej lub jej mieniu (OC). Jeżeli wraz z wycieczką wykupiliśmy polisę, a wybieramy się na nurkowanie, to należy sprawdzić, czy ten sport i konsekwencje jego uprawiania pozwalają nam na skorzystanie z pomocy w razie problemów.
W większości przypadków bowiem, przy standardowym ubezpieczeniu zostaniemy przez ubezpieczyciela wykluczeni. Jadąc w celach stricte wypoczynkowych, nie musimy inwestować w szczególnie rozbudowane ubezpieczenie. Jednak limity odpowiedzialności ubezpieczyciela należy sprawdzać zawsze. Wyjeżdżający, którzy preferują dojazd własny w trakcie wycieczki powinni zadbać o ubezpieczenie np. auta. Można dziś kupić polisy wyjazdowe, które mogą być zawarte na dwa lub więcej dni. Ewentualna awaria, czy wypadek może doprowadzić, że nie dotrzemy do celu na czas. Jeśli korzystamy z samolotu albo pociągu nie musimy szukać szczególnie wyrafinowanego produktu. Z punktu widzenia ubezpieczyciela nie ma to bowiem znaczenia dla poziomu ryzyka.
Ciekawym rozwiązaniem jest ubezpieczenie kosztów rezygnacji z wycieczki, czy kosztów rezygnacji z hotelu. Jeśli z niezależnych od nas względów będziemy zmuszeni odwołać wyjazd to tour operator ma prawo( z którego niemal zawsze korzysta) naliczyć nam karę umowną( nawet 90 % ceny imprezy). Mając to ubezpieczenie możemy domagać się odszkodowania za stratę, jaką ponieśliśmy przy transakcji kupna imprezy turystycznej albo rezerwacji hotelu.

--
Sebastian Kanikuł
http://www.tanie-loty.com.pl/
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Kaliningrad


matrioszki zdj. fotolia
Na Wschodzie zmiany – raport z Kaliningradu
autorem artykułu jest Piotr Łeszyk
Największe zbiory bursztynów na świecie, zadumany Kant, imperatyw kategoryczny w rosyjskim wydaniu, matrioszki i tabuny niemieckich turystów. Wybierzmy się w bajeczną podróż do Królewca, Königsbergu i Kaliningradu - miasta trzech kultur.
Któż z nas nie marzy o egzotycznych wakacjach? Egipt faraonów, muzułmańska Turcja, tajemnicza Algieria - wszystko co ma zapach Orientu rozbudza nasz apetyt. Wydajemy grube dolary, aby smażyć się w środku lipca a potem z dumą prezentować naturalną – niesolaryjną opaleniznę. Katusze przeżyte w ponad 40-stopniowym upale pomijamy milczeniem i z początkiem października skrzętnie oszczędzamy na przyszłoroczne wojaże.
A może warto zmienić kurs i postawić na Rosję? Spróbuję udowodnić, że nasz wschodni sąsiad nie jest taki straszny jak do malują. Potrzebna jest tylko odrobina cierpliwości.
Po pierwsze: bez wizy ani rusz! Na szczęście Konsulat Generalny Federacji Rosyjskiej znajduje się w Poznaniu, więc nie musimy tułać się po warszawkach czy innych takich. Trzy wizyty w Konsulacie to niezbędne minimum. Przynajmniej dwa razy będziemy odesłani z kwitkiem po szczegółowym indagowaniu w jakim celu zamierzamy odwiedzić ojczyznę Puszkina, ale summa summarum kiedyś dostaniemy upragnione pozwolenie wjazdu na teren Rosji. Wszystko jest przecież kwestią czasu. Co z tego, że potraktują nas jak intruzów czy wichrzycieli. A bo to pierwszy raz? Ech, nie warto się zrażać!
Z mieszanymi uczuciami, dumą z uzyskanej wizy i panicznym strachem przed utratą paszportu możemy już rozpocząć ekskursję. Może na początku nie warto zbytnio szarżować i zamiast w głąb Azji zdecydować się na europejską część Rosiji – Obwód Kaliningradzki. Gorąco polecam!
Najpierw przeżyjemy mały szok na dworcu kolejowym. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze kaliningradzki dworzec naprawdę robi wrażenie. Megapozytywne. Wszędzie marmur, wszystko lśni, jest czyściutko, nad głowami podróżnych wisi gigantyczny, przebogaty żyrandol. Zaraz przy kasach fontanny. Daj Boże, taki dworzec w Poznaniu albo w Warszawie! Po drugie, turysta trochę baranieje kiedy zdaje sobie sprawę, że miasto żyje dwoma rytmami. Pociągi jeżdżą według czasu moskiewskiego, a mieszkańcy Kaliningradu żyją według czasu lokalnego. Rosja jest zbyt dużym państwem, aby zsynchronizować kilkanaście stref czasowych i obowiązujące rozwiązanie wydaje się być logiczne i uzasadnione.
Kaliningrad to miasto z bogatą tradycją. Najpierw był Królewcem, potem stał się Königsbergiem a wreszcie w roku 1946 został przemianowany na miasto Kalinina. Jest w Kaliningradzie coś fascynującego, bo ma w sobie wiele sprzeczności. Z jednej strony monumentalizm centrum, z drugiej ubóstwo peryferii. Z jednej strony gigantyczna cerkwia, imponujący Sobór Chrystusa Zbawiciela - prawosławna świątynia katedralna, z drugiej komunistyczne bloki mieszkaniowe o odrapanych ścianach i balkonach przeznaczonych chyba tylko dla anorektyków, bo osoba o przeciętnej tuszy wejdzie nań co najwyżej jedną nogą.
Innym bardzo ważnym obiektem sakralnym jest kościół świętej Judyty. To niewielka, również prawosławna (choć niegdyś katolicka, a następnie ewangelicka) świątynia, naprawdę godna obejrzenia. Biały kruk dla religioznawców. Uwagę przyciągają zwłaszcza ikony. Co interesujące, liturgia w kościołach prawosławnych jest bardzo długa, trwa nawet do kilku godzin i obowiązuje zakaz siadania. W cerkwiach nie ma ławek.
Königsberg był ukochanym miastem Immanuela Kanta. Filozof urodził się w nim i nie opuścił go aż do śmierci. Godne obejrzenia są Muzeum Kanta gdzie znajduje się m.in. maska pośmiertna intelektualisty, jego grób a także Uniwersytet im. I. Kanta, niegdysiejsza Albertyna.
Nie sposób pominąć milczeniem przepięknej Katedry, Placu Zamkowego, dawnych niemieckich budynków administracyjnych, licznych bram, interesujących muzeów. Szczególnie warto zajrzeć do Muzeum Lascha, Muzeum Miasta oraz Muzeum Bursztynu. Wizyta w królestwie bursztynu to prawdziwa gratka dla pań. Można by tam spędzić co najmniej kilka godzin. W Kaliningradzie znajdują się największe na świecie zbiory biżuterii wykonanej z bursztynu. Oczu nie można oderwać od tych arcydzieł! A co najważniejsze ceny biżuterii są bardzo korzystne, nieporównywalnie niższe niż na polskim wybrzeżu czy na Mazurach.
Po dokładnym zwiedzeniu Kaliningradu czas wybrać się w podróż po Mierzei Kurońskiej. Koniecznie zatrzymujemy się w Zelenogradsku i Rybacij. Zelenogradsk (dawny Cranz) to miejscowość wypoczynkowa. Mieszkańcy Kaliningradu wybierają ją w okresie wakacyjnym na miejsce relaksu i choć Morze Bałtyckie jest niemal zawsze lodowate, kąpiele w nim należą do ulubionych rosyjskich rozrywek. Aż podziw bierze za hart i wytrzymałość! W Rybacij natomiast musimy zaliczyć Muzeum Ptaków a następnie udać się do Ptasiej Warty, miejsca gdzie znajduje się ogromna siatka, w którą łapie się ptaki, następnie się je Muzeum Bursztynuobrączkuje i wypuszcza. W ten sposób można kontrolować liczebność poszczególnych okazów i zapobiegać ich wyginięciu. Zwiedzaniu Ptasiej Warty towarzyszy pokaz obrączkowania małych i większych ptaków. Po dniu pełnym wrażeń czas udać się do Morskoje, usytuowanego nieopodal granicy z Litwą. To właśnie tam można się poczuć jak na Saharze. Wydmy są tak wielkie, że nie sposób odróżnić ich od piasków pustyni, a i karawany pojawiają się czasem…Tutaj też kręcone są często filmy, których akcja rozgrywa się na pustyni. Jest to bardziej opłacalne i warunki atmosferyczne są znośniejsze niż w Afryce.
Czas najwyższy na pointę. Rosja pozostaje nieodkryta i zaskakująca. Bez względu na to jak bardzo pracownicy Konsulatu zniechęcaliby nas do wyjazdu biurokracją i swoją opieszałością, warto próbować. Federacja Rosyjska jest wielka i różnorodna. To konglomerat niezliczonych kultur i tradycji. Przeciętnego zglobalizowanego Europejczyka, który myśli, że język angielski jest pępkiem świata, wszechobecna cyrylica uczy pokory i tylko potwierdza prawdę znaną od lat, że warto uczyć się języków obcych. Języków, a nie tylko języka. Trudno być Rosją stuprocentowo oczarowanym, bo za dużo w tym państwie dysproporcji, zbyt często przepych miesza się z nędzą zwykłych obywateli, ale na pewno warto przekonać się o tym osobiście a nie ferować wyroki wyłącznie na podstawie doniesień prasowych czy stereotypów.
Autor: Monika Grażyna Jania


--
Tekst pochodzi ze strony www.akademiec.pl. Sprawdź nas!
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 16 czerwca 2009

Turcja



Stambul zdj. fotolia

Wczasy w Turcji - co warto wiedzieć!
autorem artykułu jest Mirek Nikolin
Nad całą wyżyną dominują wygasłe wulkany, z których najwyższy jest Erciyas (3917 m n.p.m.). Wyżyna prawie ze wszystkich stron otoczona jest górami. Na północy wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego ciągną się Góry Pontyjskie, a na południu – Góry Taurus. Wschodnią część Turcji stanowi Wyżyna Armeńska. Charakterystyczne dla Turcji jest występowanie sporej liczby jezior. Największe z nich – Jezioro Wan - leży na Wyżynie Armeńskiej.
W związku z dominacją islamu turyści winni przestrzegać miejscowych zwyczajów przy zwiedzaniu meczetów i innych obiektów religijnych. Podczas ramadanu, w miejscach publicznych, nie należy w spożywać posiłków. Kobiety powinny unikać w niektórych rejonach kraju noszenia ubiorów zbyt prowokujących, nawet na plażach.
Turcy są znani z gościnności i życzliwości, a także ognistego temperamentu, dlatego uchodzą za świetnych towarzyszy podczas imprez. Udzielanie gościny to powinność każdego muzułmanina. Jeżeli ktoś puka do drzwi, choćby nie był przyjacielem zostanie zawsze zaproszony i poczęstowany jedzeniem i piciem.
Osobom spędzającym wczasy w Turcji, kraj ten oferuje wysokie postrzępione górskie pasma, które ciągną się na północ, południe i wschód od Wyżyny Anatolijskiej, a także malownicze krajobrazy samej wyżyny. Ponadto wybrzeża czterech mórz: Śródziemnomorskiego, Marmara, Egejskiego i Czarnego kuszą piaszczystymi plażami i lazurową wodą. Zwolennicy czynnego wypoczynku mogą uprawiać w Turcji nie tylko sporty wodne, ale również rekking i paragliding.
Na miłośników historii czekają pozostałości z czasów neolitu, Hetytów, Greków i Rzymian, a także znakomite przykłady sztuki bizantyjskiej, meczety i muzea imperium osmańskiego, które znajdują się w wielu tureckich miastach.
Najszybciej do Turcji można dotrzeć samolotem. Najwięcej połączeń lotniczych obsługuje lotnisko Atatürka w Stambule. Bezpośrednie połączenie między Warszawą i Stambułem utrzymują PLL LOT i Turkish Airlines, loty odbywają się 6 razy w tygodniu. Inne międzynarodowe porty lotnicze są zlokalizowane w Adanie, Ankarze, Antalyi, Bodrumie, Dalamanie oraz Izmirze.
Osoby pragnące pojechac na wycieczki do Turcji drogą lądową, podróżują samochodem bądź autokarem. Podróż jednak jest bardzo długa (ok.40 godz.) i uciążliwa (kłopoty z zakupem paliwa). Najkrótsza droga wiedzie przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię.
Pociągi nie mają bezpośredniego połączenia z miastami tureckimi. Podróż w dwie strony z przesiadką jest bardzo droga, łatwiej skorzystać z oferty tanich połączeń lotniczych. Najdogodniejsze jest połączenie z Warszawy do Stambułu (EuroCity) z przesiadką w Budapeszcie.
Zwiedzanie
Troja - jeden z najsławniejszych punktów archeologicznych na świecie.
Pamukkale - to wyjątkowe miejsce ze śnieżnobiałymi, wapiennymi tarasami na niemal 200 metrowym klifie, wypełnione wodą ze źródeł termalnych. W centrum uzdrowiska znajdują się ruiny Hierapolis - starożytnego miasta uzdrowiskowego.
Park Narodowy Göreme i skalne miasto Kapadocja.
Ararat - najwyższa góra Turcji (5137 m n.p.m.), wulkan przykryty czapą wiecznego śniegu.
Bodrum - jedna z najpiękniejszych miejscowości letniskowo-wypoczynkowych z portem, skąd codziennie odpływają promy na greckie wyspy: Kos i Rodos. Znajduje się też tutaj grobowiec Mauzolosa oraz bajkowy zamek św. Piotra.
Efez – obecnie teren objęty wykopaliskami. Znajdują się tu świątynie, agory i teatr.
Stambuł – miasto, gdzie podziwiać można Kościół Mądrości Bożej, Pałac Topkapi, Yerebatan Sarayi, Kariye Camii, Wielki Bazar, Muzeum Archeologiczne, Adampol.

Nemrut Dagi – ogromne, kamienne posągi na ponad 2 tys. m n.p.m. Reklamowane jako ósmy cud świata.
Ambasady
Ambasada RP
Atatürk Bulvari 241
Kavaklidere PK 20, 06650 Ankara
tel. (0-090312) 467-56-19, 467-33-15, 4572000 4572001
fax. 467 89 63

e-mail: polamb@superonline.com , polamb@ada.net.tr
www.polonya.org.tr

--
Biuro Podróży - www.CentralTravel.pl
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 11 czerwca 2009

Chorwacja - co warto zwiedzić?


Dubrownik zdj. fotolia


Chorwacja - popularny kierunek wakacyjny
autorem artykułu jest Mirek Nikolin
Republika Chorwacka leży w Europie Centralnej, nad Morzem Adriatyckim. Graniczy ze Słowenią, Węgrami, Jugosławią oraz Bośnią i Hercegowiną. Ukształtowanie terenu jest zupełnie różne w części północnej i południowej Chorwacji. Północna Chorwacja, w której skład wchodzą krainy Slawonia i Barania, jest niziną (Nizina Panońska), z rzadkimi i niskimi (do 500 m n.p.m.) górami. Jest to obszar rolniczo - przemysłowy. Natomiast południowa część Chorwacji jest górzysta, począwszy od Istrii, przez Gorski Kotar i Velebit, na całej Dalmacji kończąc. Mimo to, w Chorwacji nie ma gór wyższych niż 2000 m n.p.m. Najwyższym szczytem jest Dinara (1831 m), leżąca na granicy z Bośnią i Hercegowiną niedaleko miasta Knin.
Na kulturę Chorwacji silnie oddziałuje kultura zachodnioeuropejska, śródziemnomorska a także słowiańska. Chorwaci są z reguły bardzo serdeczni i przyjacielscy. Charakteryzują się też dość głośnym i żywym sposobem mówienia. Jak w większości krajów śródziemnomorskich, po południu Chorwaci celebrują sjestę, a życie towarzyskie rozpoczyna się wieczorem. Sezon turystyczny w Chorwacji zaczyna się w kwietniu i trwa do października. Chorwacja posiada idealny dla rozwoju turystyki klimat. Regiony nadmorskie są jednymi z najbardziej słonecznych w całej Europie. Osoby planujące wczasy w Chorwacji mogą mieć niemalże pewność, iż pogoda nie zawiedzie. Nad morzem lata są słoneczne, upalne i suche. Średnia temperatura lipca to 24°C, jednak często (zwłaszcza w sezonie) dochodzi do 28–30°C, a czasami nawet 40°C. Wody Morza Adriatyckiego są czyste, silnie zasolone i ciepłe (latem średnia temperatura na otwartym morzu wynosi 22– 25°C).
Osoby pragnące spędzić wakacje w Chorwacji najczęściej w podróż wybierają się samochodem bądź autokarem. Najszybciej do Chorwacji można dotrzeć samolotem. Chorwackie porty lotnicze obsługują loty zagraniczne w Zagrzebiu, Splicie, Dubrowniku, Puli, Rijece, Zadarze i Osijeku. Jest to jednak jedna z bardziej kosztownych form podróży. Można jednak skorzystać z oferty tanich linii lotniczych (np. SkyEurope, Norwegian, Austrian).
Kuchnia chorwacka jest dosyć specyficzna i zróżnicowana zależnie od klimatu. W części północnej jedzenie jest zbliżone do naszego - europejskiego. Na wybrzeżu dominują głównie potrawy lekkostrawne (ryby, sałatki, owoce morza). Mało popularna jest wieprzowina a sporo jada się tu baraniny i ryb. Wybór ryb jest bardzo duży. Począwszy od oslic (morszczuk), zubatac na mięsie z rekina skończywszy. Z owoców morza najpopularniejsze są lignje, czyli kalmary.
Co warto zobaczyć:
Zagrzeb i okolice: Starówka w Zagrzebiu, Varaždin, Hrvatsko Zagorje.

Istria: Amfiteatr w Puli, Bazylika Eufrazjana w Poreèu, Rovinj, Kanał Limski, Park Narodowy Brijuni, Hum, Roè i aleja Głagolicy.
Dalmacja: Zabytki Zadaru, Park Narodowy Paklenica, Park Narodowy Krka, średniowieczne starówki Szybeniku i Trogiru, Pałac Dioklecjana w Splicie, Plaże i góry Makarskiej Riwiery, Dubrownik. Wyspy Dalmacji: Pag, Park Narodowy Kornati, plaża Zlatni rat na Braèu, miasto Hvar i Korèula, Stara cesta na Hvarze, Park Narodowy Mljet.
Kvarner: Wzgórze Trsat w Rijece, Riwiera Opatijska, Twierdza Nehaj w Senju, Fiord Zavratnica, Park Narodowy Północny Velebit. Wyspy Kvarneru: Starówki Krku i Baški na wyspie Krk, Lubenice na Cresie, szczyt Televrina na Lošinju, i piaszczyste plaże półwyspu Lopar.
Chorwacja Środkowa: Starówka-twierdza w Karlovacu, Park Narodowy Jeziora Plitwickie.
Ambasady
Ambasada RP w Chorwacji,
10000 Zagrzeb, ul. Krležin gvozd 3,
tel. 00385/1/ 4899444, fax 00385/1/4834577,
ambasada-polska@zg.t-com.hr;
Wydział Konsularny, tel./fax 00385/1/4899444, fax 00385/1/4899420.

--
Wszystkie oferty last minute pod jednym adresem www.CentralTravel.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 8 czerwca 2009

miami

zdj. fotolia



Spacerem przez Miami
autorem artykułu jest Ewelina Kitlińska
Palmy, złoty piasek, turkusowe morze, drogie jachty, powabne kobiety w bikini, luksusowe samochody i pięciogwiazdkowe hotele – taki obraz Miami Beach został ukształtowany przez znany w latach 80. serial „Policjanci z Miami”. Tymczasem z bliska Miami wygląda na senne, spokojne miasto z pustymi pięknymi plażami, gdzie łatwiej spotkać mewy niż plażowiczów.
W Miami zatrzymywałam się zawsze na dzień lub dwa, w dalszej drodze do Ameryki Południowej lub Środkowej. Kilkakrotnie było dla mnie takim przymusowym przystankiem i za każdym razem miałam okazję obejrzeć inną dzielnicę. Miasto zaskakująco różni się od lansowanego w serialu hałaśliwego wizerunku. Dzielnice z niską zabudową domów jednorodzinnych z równiutko przystrzyżonymi trawnikami są oazą spokoju. Ocienione palmami, otulone w kwitnące różnobarwnie kwiaty, mieszczą na tyłach obowiązkowe wymuskane ogródki, gdzie wieczorami na ratanowych fotelach zasiadają właściciele przy butelce wina. Często w ogrodzie jest basen, bo w Miami gorąco jest przez cały rok i miło jest zażyć orzeźwiającej kąpieli na swoim podwórku.
Na ulicach jest cicho. Czasem przejedzie samochód, czasem zaplącze się jakiś przypadkowy przechodzień – tutaj tak jak w wielu amerykańskich miastach chodzący pieszo ulicami ludzie to rzadkość. Na większych placach rosną drzewa namorzynowe przypominające, że w powietrzu stale utrzymuje się wilgoć. W konarach kryją się małe jaszczurki, lubiane przez ludzi ze względu na to, że zjadają owady. Niedaleko hotelu, w którym mieszkałam, kilka razy widziałam kolorowe papugi latające w powietrzu. To dziwne uczucie, wiedzieć, że jest się w mieście, podczas gdy wszystko, co się widzi, temu przeczy.


Wystarczy jednak wybrać się do tutejszego city, by szybko wyzbyć się złudzeń. Jest ono podobne do wszystkich innych centrów biznesowych nowoczesnych miast. Biurowce strzeliście przeszywają niebo szkłem, betonem i metalem. Klockowate wielościany, których klimatyzowane wnętrza wypełniają uwijający się przy komputerach pracownicy. Na ulicach panuje duży ruch, trudno znaleźć miejsce do zaparkowania, palmy ledwo zipią od spalin. Po chodnikach przemieszczają się elegancko ubrani biznesmeni spieszący na spotkania lub wracający w pośpiechu z lunchu.
W wakacyjny nastrój wprawia wieczorna wycieczka po nocnych klubach. Ciekawe miejsca, ale niczym nieróżniące się od innych klubów w modnych kurortach, gdzie klientelę stanowią bogaci turyści. Przepych, prześciganie się w nietypowym wystroju wnętrz, zgrabne barmanki i tancerki zabawiają sączących drinki znudzonych, dobrze ubranych gości. Inni wiją się na parkiecie przy najnowszych hitach muzyki pop. Czasem można spotkać bawiące się w klubach gwiazdy filmowe lub muzyczne, co dodaje pikanterii imprezie.
Po nocnych szaleństwach ranek zaczyna się później niż zwykle. No i odczuwa się też zmianę czasu po wielogodzinnym locie z Polski. Oprócz czasu jest jeszcze jedna istotna różnica między tymi miejscami: tu jest ciepło nawet w zimie. Wyjeżdżałam z Warszawy okutana w ciepłą kurtkę, szalik i czapkę, tutaj wystarczy bluzka z krótkim rękawem i spódnica - dla przybyłego z miejsca, gdzie panują ujemne temperatury, upał jest nieznośny. Nieodzowne są okulary przeciwsłoneczne. Zapomniałam je ze sobą zabrać za pierwszym razem, kiedy wybierałam się na plażę. Chciałam zobaczyć to słynne Miami Beach. Słońce, które odbijało się od złotego piasku i fal, boleśnie oślepiało. Zadziwiło mnie to, że taka piękna, rozległa plaża świeci pustkami. Żywego ducha nie widać. Może to zwyczajnie nie sezon na plażowanie?
Jednak następnym razem, kiedy znów byłam w tym znanym miejscu, też było pusto. Być może było za wcześnie – pojechałam na South Beach około jedenastej przed południem. Poza tym zrobiło się nieco pochmurno i wietrznie. Jedynymi osobami na plaży byli ratownicy chowający się w kolorowych domkach ratowników przypominających te ze „Słonecznego patrolu”. Łatwo jest pracować, kiedy na plaży nic się nie dzieje. Dużo było tylko mew - różnych gatunków i kolorów. Całe stada przesiadywały na piachu, zwrócone głowami w stronę wody, wyglądały, jakby czekały na coś. Poczułam się dość niepewnie, przechodząc między nimi, bo przypomniałam sobie, że tak spokojnie wobec ludzi zachowywali się na początku filmu bohaterowie „Ptaków” Alfreda Hitchcocka. Miałam nadzieję, że czekają, by sprawdzić, co przypływ pozostawił po sobie na brzegu: meduzy, wodorosty, na nic więcej nie mogą liczyć.

Tuż za plażą jest słoneczna promenada, przy której usytuowane są nieduże hotele. Te wielkie, mające po kilkaset pokoi, są położone bardziej na północ Miami Beach. Wypromowana przez serial „Policjanci z Miami” South Beach jest inna – są tam najwyżej kilkupiętrowe budynki, a w nich na parterze knajpki i kawiarnie, butiki, kioski. To miejsce przyciągające artystów i projektantów mody. Mają tu swoje domu Sylvester Stallone i Madonna. Gianni Versace zauroczony plażą kupił w 1991 r. przy Ocean Drive zrujnowany hotel. Na przebudowę swojej posiadłości wydał ponad 30 mln dolarów. Nie cieszył się jednak długo luksusową willą zwaną Casa Casuarina. Sześć lat później, wracając ze śniadania ze swojej ulubionej knajpki The News Cafe, został zastrzelony, kiedy otwierał żelazną bramę do swojego domu. Dzisiaj dom ten stanowi jedno z ważniejszych miejsc odwiedzin na South Beach. Imponująca rezydencja jest odzwierciedleniem stworzonego przez Versacego królestwa mody, przynoszącego rocznie kilkaset milionów dolarów przychodów.
Zwyczajem Versacego wybieram się na śniadanie do jednej z knajpek. Oczywiście zajmuję stolik w słońcu. Kawa, rogalik z dżemem, do tego lektura – czasem nie trzeba dużo do szczęścia. I jedyne, o czym muszę pamiętać, to czas, żeby w porę się zebrać i jechać na lotnisko, aby stamtąd ruszyć dalej przed siebie.


Źródło: kafeteria.pl, marzec 2007

--
Ewelina Kitlińska, Podróżniczka

galerie zdjęć do tekstu na:

www.kitlinska.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 5 czerwca 2009

Aparat na wakacje

W przygotowaniach do wyjazdu na wakacje nie możemy zapomnieć o zabraniu aparatu, aby wspomnienia z wakacji nie byly obecne tylko w naszym umysle

Aparat cyfrowy na wakacje
autorem artykułu jest J Lasa
Oczywiście przy zakupie aparatu cyfrowego na wakacje należy się kierować przede wszystkim ceną. Musimy ustalić przedział cenowy za jaki chcemy kupić aparat. Moja propozycja aparatu na wakacje mieści się w przedziale cenowym 600 – 1000zł.
W tej cenie mamy już kilka interesujących propozycji aparatów kompaktowych, czyli takich, które posiadają w miarę dobrą optykę z optycznym zoomem. Nie łudźmy się że zrobimy dobre zdjęcia aparatem z malutkim obiektywem, co najwyżej mogą nam wyjść poprawne fotki przy dobrym oświetleniu, obiektyw musi być duży i jasny.
Aparat z super zoomem też nie jest najlepszym wyborem na wakacje, dlaczego? Ponieważ w warunkach wycieczki z przewodnikiem, mamy tylko kilka minut na zrobienie w danym miejscu zdjęć. A przy robieniu zdjęć maksymalnym zoomem, czyli takim 200 – 500mm nie jesteśmy w stanie zrobić ostrego zdjęcia, mimo stabilizacji, trzymania nieruchomo aparatu, po prostu automatyka głupieje i aparat nie ostrzy. Pamiętam, gdy chciałem zrobić freski Vasariego, we wnętrzu słynnej Florenckiej czerwonej kopuły, mimo kilkudziesięciu prób na maksymalnych zoomach, ani jedno zdjęcie nie wyszło ostre, jedyne zdjęcia fresków, które były w miarę ostre to te, które zrobiłem na małych zoomach, czyli takich do 200mm. Zastanawiam się, dlaczego producenci aparatów wciskają ludziom coraz większe i co za tym idzie coraz bardziej bezużyteczne zoomy? Według mnie o wiele lepszym rozwiązaniem jest większa matryca i jasny obiektyw z dużymi soczewkami i zoomem optycznym do 200mm.
Takim aparatem jesteśmy stanie w wakacyjnych warunkach zrobić szybko zdjęcie i w miarę ostre. Ale takich dobrych aparatów w przystępnych cenach po prostu nie ma. Jest coraz większy zalew super zoomów z kilkunastoma malutkimi soczewkami, które są przez to ciemniejsze i coraz trudniej jest nimi zrobić ostre zdjęcie.
Kolejnym kryterium wakacyjnego aparatu jest jego wielkość, musi być w miarę lekki jego waga nie może przekroczyć pół kilograma. Niesienie ciężkiego sprzętu fotograficznego podczas wakacyjnych wędrówek może nas skutecznie zniechęcić do zabrania go w następnym dniu na kolejną wyprawę.

Kryteria dotyczące liczby pikseli, programów tematycznych, które aparat posiada, są drugorzędne, bo prawie wszystkie obecnie produkowane aparaty mają podobne parametry w danym przedziale cenowym. Kolejnym bardzo ważnym czynnikiem, przy wyborze aparatu jest sposób zasilania czy jest to akumulator, czy popularne akumulatorki paluszki. Ja dotychczas miałem aparat na cztery akumulatorki paluszki, które wystarczały do zrobienia kilkuset zdjęć oraz kilkunastominutowych sekwencji filmowych, po dokupieniu drugiego zestawu nigdy mi się nie zdarzyło żeby brakło energii w moim aparacie nawet podczas intensywnego fotografowania i filmowania. Ładowanie paluszków trwa zwykle około godziny. Drugi mój aparat cyfrowy jest wyposażony w akumulator, od razu w sklepie przy kupnie aparatu zaopatrzyłem się w dodatkowy akumulator. Dwa akumulatory również wystarczały mi na całodzienne fotografowanie i rejestrowanie krótkich filmów. Po powrocie do hotelu zawsze trzeba pamiętać o naładowaniu akumulatorów, które zwykle ładują się około dwóch godzin. Mając to na uwadze przy zakupie aparatu zawsze pamiętajmy o dokupieniu drugiego zestawu akumulatorków.

Karta pamięci – sprzedawane aparaty zwykle posiadają karty pamięci o śmiesznej pojemności i niestety koniecznie i bezwzględnie musimy dokupić kartę o dużej pojemności, bo nie ma nic gorszego przy fotografowaniu, gdy mamy wspaniały temat, tylko nagle pojemność karty się skończyła. Tutaj nie wolno oszczędzać minimalna pojemność karty to obecnie 4Gb, ale lepiej dołożyć i zakupić kartę 16Gb, na takiej karcie zmieścimy kilka tysięcy zdjęć o maksymalnej rozdzielczości i kilkadziesiąt minut filmu. Przy fotografowaniu sprawdźmy czy mamy ustawioną maksymalną rozdzielczość z jaką nasz aparat może robić zdjęcia, dlaczego? Bo niekiedy udany na zdjęciu może być tylko jego fragment i wtedy przy obróbce na komputerze możemy taki fragment wyciąć i będzie mieć dobrą jakość. Ja najczęściej wykorzystuję swoje zdjęcia do tworzenia galerii internetowych i niekiedy z jednego zdjęcia dzięki jego dużej rozdzielczości uzyskuję klika odrębnych motywów lub mogę znacznie przybliżyć dany obiekt. Na zdjęciach o małej rozdzielczości takie operacje byłyby niemożliwe. Przykładowa galeria zdjęć z Pragi znajduje się tutaj, również polecam odwiedzenie ostatniej mojej galerii z wyprawy do Włoch.
Teraz kilka słów o producentach aparatów, jest ich mnóstwo, ja raczej kieruję się przy wyborze aparatu uznaną marką, bo ci właśnie producenci mają bardzo bogatą ofertę aparatów z każdego przedziału cenowego i jest w czym wybierać. Uznana i sprawdzona marka aparatu gwarantuje nam że zakupiony aparat będzie w miarę dobrej jakości i przede wszystkim wygodny w obsłudze. Przy wyborze oferty, sprawdźmy czy jest w zestawie ładowarka, jaka jest karta pamięci, niekiedy sprzedawcy dają gratisowo dodatkowy akumulator czy kartę pamięci lub futerał, który zabezpieczy nasz aparat przed uszkodzeniem podczas noszenia go na ramieniu. Więcej informacji o fotografowaniu oraz najnowsze oferty aparatów cyfrowych na blogu.
Obrazek

zdjęcie zrobine aparatem nikon p80 zoom 100mm
Obrazek

zdjęcie zrobine aparatem nikon p80 zoom 180mm
Obrazek

zdjęcie zrobine aparatem nikon p80 zoom 430mm

--
O Lwowie


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 3 czerwca 2009

Chorwacja - murter


Chorwacja to ciągle nieodkryte miejsce na wakacje


Wakacje 2000 - Murter

autorem artykułu jest Paweł Rudzki
Murter??? Gdzie to jest? A! Chorwacja, Dalmacja, 25 km na północ od Szybenika. Hej, ale Chorwacja? Słyszałem, że tam jest pięknie, ale czy spokojnie? Tak, wszystko rusza po wojnie i jest super. No dobra, jak tak to jadę! I tak się zaczęły moje wakacje 2000...
Zostawiamy słoneczny, wręcz upalny Kraków i po blisko 22 godzinnej jeździe następuje przyjazd do Chorwacji. Moje pierwsze wrażenie jest zdecydowanie negatywne – pogoda jest dwa razy gorsza niż w Polsce! Na niebie ołowiane chmury, nie zwiastujące nic dobrego, wiatr, brr! Przecież chciałem odpocząć na słonecznej plaży! Przychodzi mi do głowy myśl, że polar i nieprzemakalna kurtka na coś się jednak przydadzą. Drugie wrażenie jest równie nieprzyjemne – przed nami korek na Magistrali Adriatyckiej, taki, jakiego chyba w życiu nie widziałem. Objazdy? Dla nas tylko w teorii, w praktyce tylko dla mieszkańców okolicznych wiosek. Wokół nas po prostu kamienna pustynia. To nie jest śródziemnomorska zieleń. To nawet nie jest polska zieleń. To są spalone słońcem kępki traw rosnące na skalistych zboczach mijanych właśnie gór - surowych, ale pięknych. I kolejny szok. Na tym domu nie ma dachu. Na tym domu są ślady kul. Tutaj i tam przy drodze malutkie cmentarze ludzi, którzy kilka lat temu zginęli w bratobójczej walce. Po prostu szok. Ale za chwilę wychodzi słońce i robi się raźniej. Za chwilę widzimy w dali morze... Za chwilę, już w potwornym upale przyjeżdżamy do Murteru i zostajemy rozkwaterowani do mieszkań, gdzie spędzimy najbliższe dwa tygodnie naszego życia.
Na pierwszy rzut oka, Murter wydaje się być bardzo rozbudowaną miejscowością, ze skomplikowanym systemem dróg i ulic. W rzeczywistości cała komplikacja sprowadza się do jednokierunkowego ruchu w centrum na trzech ulicach zbiegających się przy malutkim rondzie, a „rozbudowana miejscowość” okazuje się być w sumie chorwacką wioską zamieszkaną przez dwa tysiące mieszkańców. Pierwszy kontakt z gospodynią jest trochę dziwny – uśmiechamy się do siebie, ale nie możemy się zrozumieć, chociaż podobno oba nasze narody należą do grupy Słowian, co więcej Chorwaci za swoją pra-ojczyznę uważają ziemie pomiędzy Odrą a Bugiem. Zimny prysznic doskonale odświeża po męczącej jeździe i za moment pojawia się córka gospodyni, która na szczęście mówi po angielsku. Od razu zaprasza na kawę, czekoladę i ciastka. I tak już jest zawsze. Nie jest to gościnność „turystyczna”, ale taka autentyczna, szczera. Rozmowa o życiu, i o wakacjach, i o warunkach w Chorwacji i o Polsce, i o wojnie. Dość tego, czas na plażę! Po chwili marszu jest... przepiękny lazur, na horyzoncie jachty i motorowe łodzie, w oddali Archipelag Kornaty i ... kamienie, wszędzie kamienie! Trzeba zapomnieć o wybrzeżu Costa Brava i kilkudziesięciu kilometrach piasku nad morzem. Tutaj plaża piaszczysta jest plażą sztuczną. Tutaj piasek można poczuć po przejściu 1,5 metra po kamienistym dnie. Warto, bo przeźroczystość wody jest olśniewająca. Niech się schowa głęboko Lazurowe Wybrzeże i Cannes!
Po kąpieli czas na kolację. Niestety nie są to tradycyjne dania chorwackie z grilla. Kolacja dla Polaków, siłą rzeczy przypomina jedzenie polskie. Wszystko poza podaną na przywitanie nowego turnusu rakiją. Rakija, która jest produkowana najczęściej z winogron lub z fig jest wódką dość silną, a w smaku bardzo silnie przypomina nasz dawny „KPN - Koniak Pędzony Nocą”, czyli bimber. W przeciwieństwie do tych naszych, zapomnianych już w większości produktów, rakiję można w Murterze kupić na każdym rogu ulicy. Podobnie zresztą jak w własnej produkcji wino czy sery. I jak lekkie zdziwienie wywołuje sprzedaż tych napojów w plastikowych butelkach po napojach gazowanych, to prawdziwe zdziwienie jest spowodowane faktem sprzedaży tych alkoholi przez dzieci. No cóż, co kraj to obyczaj, a innym niecodziennym u nas obyczajem jest używanie przez kobiety taczek do robienia zakupów! Trzeba przyznać, że z tymi zakupami to mają niezły kłopot. Oczywiście w sklepach jest wszystko, ale ceny po prostu powalają. Płacić ponad 80 zł za kg zwykłego, żółtego sera to chyba przesada, zwłaszcza, że zarobki wynoszą średnio ok. 1000 zł na miesiąc (w przeliczeniu). Wczasowiczów na szczęście ten problem nie dotyka tak bardzo i trzeba zobaczyć trochę tego pięknego kraju.
Z oferty wycieczek oferowanych przez różne biura turystyczne wybieram wycieczkę statkiem na archipelag Kornaty. Składa się on z 256 wysp, które powstały wiele lat temu w wyniku zalania przez morze Gór Dynarskich. Praktycznie cały archipelag to Park Narodowy, ale ciekawostką jest fakt, że poszczególne wyspy należą od wieków do mieszkańców Murteru, których przez to często nazywa się „najbogatszymi biedakami”, gdyż z tymi wyspami po prostu nie mają co zrobić. Wyspy te są zupełnie niezamieszkane, bo i trudno tam mieszkać, skoro na całym archipelagu nie ma ani jednego ujęcia pitnej wody! Tym większe zdumienie wzbudza widok trzech Pinii rosnących na wyspie do której dobijamy na plażowanie i na obiad. A na obiad wreszcie chorwackie danie - ryba z grilla. Bardzo dobra, aczkolwiek jej nazwa podawana przez obsługę nie mówi zupełnie nic. Czas wracać, a po drodze jeszcze przerwa na pływanie w czyściutkiej wodzie i nadzieja, że w tę stronę fale na morzu będą zdecydowanie mniejsze.
Wracamy szczęśliwie i od następnego dnia uprawiam turystykę niezorganizowaną, to znaczy smażę się na słoneczku, pływam i postanawiam zwiedzić Pałac Dioklecjana w Splicie. Split leży tylko ok. 80 km od Murteru, ale wycieczka kursowymi autobusami z kilkoma przesiadkami zajmuje cały dzień. Trzeba jednak przyznać, że komunikacja na trasie Dubrownik – Zagrzeb (z której to trasy odbija się w bok na Murter) przebiega bardzo dobrze. A wszystko to za sprawą konkurencyjnych linii autobusowych kursujących na tej trasie. Pałac Dioklecjana na wszystkich chyba robi duże wrażenie. Ten „pałac” jest przecież wielkości niektórych miasteczek! „Cysorz to mo klawe życie”. Piękny widok z wieży potwierdza przepuszczenia, że w dawnych czasach to budowali! Nie to co nasze M-ileś tam. I jeszcze spacer wąskimi uliczkami (korytarzami?) pałacu, jeszcze mrożona kawa w kawiarni (pałacowej kuchni?) i jeszcze spacer po porcie, gdzie uwagę wszystkich przykuwa wspaniała żaglówka z banderą USA. Tak, takim statkiem można przepłynąć Atlantyk!
Wracam do Murteru, by za kilka dni pojechać jeszcze dalej na południe do Dubrownika. Droga tam przechodzi wszelkie oczekiwania. Pięknie położona - po prawej stronie wysokie skały schodzące aż do morza, po lewej skaliste, niedostępne góry, za chwilę jeziora, które wyłaniają się zza zakrętu, by jeszcze po chwili znaleźć się... w Chinach. To rozlewiska rzeki Neretvy i położone tam pola sprawiają takie wrażenie. Piękne widoki, piękna pogoda i w końcu Dubrownik. Stary Dubrownik dzięki środkom UNESCO, już prawie w całości jest odbudowany po ostatniej w tamtym regionie wojnie, już można podziwiać panoramę miasta z murów obronnych (wejście i zejście tam jest bardzo męczące, ale warto), widok na Morze Adriatyckie, gdzie całkiem niedaleko po drugiej stronie horyzontu leży włoskie Bari, wspaniałe dubrownickie, starożytne uliczki, z kościołami, katedrą, muzeami, a pomiędzy tym wszystkim normalne życie mieszkańców starego Dubrownika i dość duża liczba turystów. Tłum ludzi jest troszkę męczący, ale zawsze można uciec przed nim do jednej z licznych kawiarni, albo restauracji, w których gdzieniegdzie mówią nawet po polsku. Trzeba wracać, za dwa dni obieram kierunek w stronę Polski, gdzie docieram po dwudziestu godzinach jazdy autobusem, z czego poważna część przypada na stanie w korku samochodowym w Chorwacji. W Polsce – brr! 10 stopni ciepła. Ciepła? W Chorwacji woda w morzu była cieplejsza! Zaczynam myśleć o powrocie w tamte strony. Może w następne wakacje? Już tylko jedenaście miesięcy...

--
Wejdź na tę stronę, aby czytać szybciej!
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wakacje za opiekę nad dzieckiem?



Wyjazd na wakacje aby opiekować się czyims dzieckiem? czy to ma sens?

Historie tysiąca i jednej nocy. Au-Pair
autorem artykułu jest Piotr Łeszyk
Same sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Rzucone na głęboką wodę, postanowiłyśmy znaleźć coś niekonwencjonalnego, co nie wpisywałoby się w standardowe ramy spędzania wakacji. W dodatku wyczerpane trudami sesji nie miałyśmy ochoty zalegać na niemieckich polach szparagowych albo „jeździć mopem” na zapleczu londyńskiej knajpy drugiej kategorii. Przypadkiem odkryłyśmy magię Au-Pair-World.
Z czym kojarzy się projekt Au-Pair? Z wystawiennictwem na wszelakich targach pracy. Stanowiska agencji pośredniczących tego typu usługi i uśmiechniętych od ucha do ucha „wolontariuszy”, co to w trudzie i znoju „nieodpłatnie” opowiadają o swoich przygodach i „ babysittingu” za granicami ojczyzny, spotyka się na każdej masowej imprezie dla bezrobotnych, chwilowo bezrobotnych i mentalnie bezrobotnych- czyli nas studentów. Barwne slajdy, stosy makulatury i ta wszechobecna pruderia mami potencjalnego ochotnika. Wpada w sieć, nakręca się i już snuje plany na wspaniałe wakacje. A potem klops! Na drabince do szczęścia napotyka wybrakowany szczebelek- ukryte koszta i okrutną biurokrację. Miłe złego początki.
Ta oliwa na wierzch wypływa
Czym w ogóle jest Au-Pair? Primo- ogromną szansą dla młodych ludzi. Ta domena powinna przyświecać wszystkim, którzy z tym projektem mają cokolwiek wspólnego. Kiedy młoda dziewczyna/młody chłopak deklaruje chęć udziału w programie- tj. zamierza na określony umową czas wyjechać do kraju, którego język urzędowy zna w stopniu co najmniej komunikatywnym i naprawdę chce tam zająć się gromadką niesfornych dzieci, nie powinno się jej/jego skutecznie zniechęcać labiryntem formalności już na samym starcie. Na www.aupair.info.pl , de facto stronie agencji zajmującej się czynnie organizowaniem tego typu wyjazdów, stoi lista dokumentów, które przed rzeczonym wyjazdem należy skompletować - w tym zdjęcia paszportowe, zdjęcia normalnego formatu (dowód na brak złośliwego trądzika), list do rodziny goszczącej (Uwaga! Z przedłożoną instrukcją, jak powinien on wyglądać), ksero wszystkich możliwych dokumentów tożsamości (oprócz aktu urodzenia, co dla niektórych byłoby zapewne też kwestią mocno wątpliwą ), referencje- różnych osób na temat kandydata . Ach, zapomniałabym o formularzach zgłoszeniowych. Śmiało stwierdzę, że od przybytku głowa jednak boli, choćbym miała się narazić na trwogę niektórych polonistów. Jeśli ktokolwiek wyposaży się w sporą dawkę opanowania i przebrnie pierwszy żmudny etap, to niestety rozczaruje się także kolejną barierą. Otóż program ten kosztuje, a jakże. Ceny wahają się od 500 do 800 zł, a te powalające kwoty w niektórych przypadkach nie gwarantują nawet w 100% miejsca u konkretnej rodziny. Pytanie tylko, czy warto tak wiele inwestować?
Gotowe na wszystko
Ja i moje dwie przyjaciółki, Marta i Ania, postanowiłyśmy pod żadnym pozorem nie rezygnować z marzeń i wytyczonych celów. Przecież to idea Au-Pair, a nie usilnie działania tych śmiesznych agencji, wywołała w nas takie zdeterminowanie. Przypadek sprawił, że trafiłyśmy na stronę internetową www.aupair-world.net . Rejestracja - za darmo. Jasne zasady zapisane w regulaminie strony. Ponad 9 tys. rodzin z całego globu, a nie jak w wypadku agencji- paru standardowych krajów Unii Europejskiej. A dokumenty? Jeden. Umowa między Au-Pair a rodziną goszczącą. Po tym dramatycznym wstępie zakrawa to być może na kpinę, a nie na uwagę. Odwagi, to naprawdę możliwe! „Na początku wszystkie byłyśmy mocno zdziwione prostotą. To nie wyglądało jak tor z przeszkodami, tylko jak autostrada- prosto do celu” opowiada Ania, studentka II roku europeistyki na UMK w Toruniu. „Wypełniłyśmy swoje profile, wpisując dane kontaktowe, dotychczasowe doświadczenie, zainteresowania, preferowany termin przyjazdu, czas trwania pobytu i kraje, w których chciałybyśmy pracować. Tego samego dnia dostałyśmy ok.10 ofert z ciekawymi propozycjami. Czułyśmy się dość wyjątkowo i nieswojo, przyzwyczajone do narzucanych nam warunków. Tymczasem to do nas należała decyzja” uzupełnia Marta, studentka II roku chemii na poznańskim uniwersytecie. Czy warto zaufać Internetowi? Po 3 miesiącach wspaniałych wakacji, praktycznym kursie języka obcego i braku jakichkolwiek komplikacji, moja odpowiedź nie mogłaby wyglądać inaczej- warto!
Przybyłyśmy, zobaczyłyśmy, zwyciężyłyśmy
Trzy walizki, trzy bilety i trzy kamienie milowe, każdy rzucony w inną stronę. Ania, z zamiarem podreperowania swoich francuskich umiejętności językowych, wyruszyła odkrywać Monako. Marta, głodna przygody i przemierzenia dotąd nieznanej jej wyspy- popłynęła na duński Bornholm. A ja, skuszona urokami bajecznej Szwajcarii postanowiłam zająć się czwórką dzieci nieopodal Berna. Choć z naszymi „hostami” miałyśmy kontakt tylko telefoniczny i w związku z tym istniało pewne ryzyko ( głównie w czarnych scenariuszach snutych przez nasze przewrażliwione mamy ), iż nikt nie odbierze nas z dworca autobusowego na obczyźnie, nie dałyśmy się zwieść tym wizjom. Na miejscu na każdą z nas czekała wesoła „mama”, serdecznie witając nas, niczym córkę. Ciepły obiad. Pierwsze i zarazem nieśmiałe rozmowy z naszymi podopiecznymi. Gorący prysznic. Nasza przygoda zaczęła się na dobre.
Kalejdoskop wirujący
6 dni pracy w tygodniu- a każdy z nich inny i niemniej interesujący. Do naszych obowiązków należała nie tylko opieka nad dziećmi, ale także utrzymywanie domu w „stanie użyteczności” . Jak się czułyśmy? „ Jak kura domowa. Przynieś, podaj , pozamiataj. Ugotuj, wyprasuj i pozmywaj. Z drugiej strony jak szczęśliwa matka- zawsze ktoś podziękował i rzucił miłym słowem. To było tak naturalne i nieszablonowe- oni po prostu byli nam wdzięczni” kwituje sprawę Ania. „Nic nie było dla nas zaskoczeniem- warunki umowy ustalaliśmy przecież przed wyjazdem. Z perspektywy czasu patrząc, uważam, że dobrze nam zrobił taki przyspieszony kurs mobilizacji” dopełnia Marta. Wszystkie trudy i znoje wynagradzały nam bowiem niewątpliwe uroki okolic, w których mieszkałyśmy. Ja nie poznałabym tak dobrze Szwajcarii na własną rękę, Ania Monako, a Marta Danii. „Dzikie plaże Bałtyku- najwspanialszy widok, jakim rokoszowałam się do tej pory w życiu” – wyznaje Marta.
Niemożliwe nie istnieje
Opieka nad dzieckiem pokazała nam, jak bardzo cierpliwym potrafi być człowiek albo jak wiele cierpliwości musi z siebie wydobyć dla dobra sytuacji. Każda z nas przeżyła także swoisty kryzys, który musiała pokonać metodą prób i błędów, pozostawiona na polu bitwy sama, przeciwko małym buntownikom, jakimi byli nasi podopieczni. Ania walczyła ciągle ze zbytnią bezpośredniością swoich małych chłopców. Marta trudziła się czasem z barierą językową, jaką napotykała w kontaktach z dziećmi. Ja zmieniałam pieluszki i znosiłam wszelkie kaprysy „młodych panów domu”. Jednakże takie 3-miesięczne odrealnienie, wszczepienie się w inną kulturę i bytowanie życiem innej rodziny było dla nas nie tyle koniecznym i niezbędnym, co ważnym doświadczeniem. Nasze poświęcenie wynagradzane było nie tylko materialnie- skromnym „kieszonkowym”, ale przede wszystkim ciepłem i iście domową atmosferą.
Zasmakuj więc sam/a tej przygody. Na własnej skórze poczuj trud wychowania i wróć choć na moment w czasy dzieciństwa. Cofnij i zatrzymaj czas, bawiąc się przy tym nieprzyzwoicie dobrze. Poznawaj kulturę innych krajów „od kuchni”, praktykuj język obcy. A ja ze swojej strony daję niepisaną gwarancję wspaniałych wakacji, moc atrakcji i masę wspomnień. Ahoj!

--
Tekst pochodzi ze strony www.akademiec.pl. Sprawdź nas!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Blogi o podobnej tematyce

  • Zabytki Pragi - Hradczany i okolica Zamek Praski (Pražský hrad) – Praha 1, www.hrad.cz Zamek Praski stanowi ważny symbol czeskiej państwowości od ponad tysiąca lat. Założo...
  • Dolina Chochołowska - Dolina Chochołowska - piękna i największa Autor: *Adam Karnowski* Dolina Chochołowska jest największą i najdłuższą doliną Tatr Zachodnich. Nazwa jej wywo...
  • Trening koni - Trening koni Autor: *BorowaGFX* Marzysz o trenowaniu koni? Chcesz zostać instruktorem jazdy konnej? Zapoznaj się z garścią cennych porad, które ułatwią C...
  • Tokio - Tokio – pełna zabytków stolica Japonii Autor: *Artelis - Artykuły Specjalne* Japonia to kraj, który przyciąga co roku miliony turystów z całego świata. T...
  • Warsaw - Polish capital of Warsaw - a city that has been completely wiped out from the face of the earth after the fall of the Warsaw Uprising by the Germans. These...
  • Wenecja - Wszystkie kolory Wenecji. Autor: *Maciej Łukomski* Nie ma drugiego takiego miejsca na świecie jak Wenecja. To miasto mostów, karnawału i zakochanych. Ni...
  • Strona o Budapeszcie - Budapeszt – stolica Węgier jest miastem pełnym ciekawych zabytków, muzeów, historycznie często obleganym, zdobywanym przez Turków, dlatego można tam spotka...
  • Ciekawa strona o Lwowie - Strona lwow.infotab.pl powstała w 2004 r. po podróży do Lwowa. Lwów to dawne polskie miasto, dzisiaj należące do Ukrainy. Mieszka tam nadal mnóstwo Polaków...