Pokazywanie postów oznaczonych etykietą go-go. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą go-go. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 lipca 2009

go go

Porzućcie wszelkie zgorszenie, czyli tajskie go-go
autorem artykułu jest Ewelina Kitlińska
Porzućcie wszelkie zgorszenie, wy, którzy tu wchodzicie. Taką parafrazę cytatu z „Boskiej komedii” Dantego mogłyby zamieszczać kluby go-go w Tajlandii. Ale szczęśliwie tego nie robią i nie każdy doń trafia. Bo nie wszyscy pewnie byliby zachwyceni dalece bezpruderyjnymi występami pracujących tam kobiet.
Na środku sceny, przy szybkiej rytmicznej muzyce, dziewczyna tańczy z płonącymi pochodniami. Dotyka nimi swojego ciała, wkłada płonąca pochodnię do ust i gasi ją, odpalając potem od drugiej. Pije płyn, którym spryskuje płomień, wywołując efekt ziania ogniem. Nie dzieje się nic takiego zdrożnego, o czym wcześniej słyszałyśmy. Rozglądamy się dokoła. W klubie jest pełno ludzi, nie tylko mężczyzn. Między nimi skrzętnie uwijają się dziewczyny z obsługi. Jedna z nich zauważa nas i znajduje nam miejsce siedzące. Nie przejmujemy się, że trafiłyśmy w połowie numeru. Normalną praktyką jest to, że show jest wykonywane przez całą noc, według ściśle określonego porządku. Jeśli na jeden z numerów się spóźniłyśmy, to zobaczymy go później.
Wychodzi dziewczyna z paczką papierosów. Zgaduję, że za moment „żenszina budziet kuric cigariety organami”. I nie mylę się. Tajka zapala jednego, po czy kładzie się powoli na podłodze sceny i podnosząc biodra do góry, wkłada sobie papierosa do pochwy. Napina i rozluźnia mięśnie w taki sposób, że papieros żarzy się miedzy jej nogami z każdym delikatnym ruchem bioder lub skurczem pochwy. Przy każdym zaciągnięciu ulatuje z papierosa dym. Dziewczyna co jakiś czas bierze go w dłoń, strzepuje popiół, znów wkłada go do pochwy i znów się ‘zaciąga’. Goście z drugiej strony sceny również chcą to obejrzeć. Myślę o tym, jak niehigieniczne i niezdrowe jest to dla tej dziewczyny. Wykonując tę sztuczkę naraża się na choroby kobiece. W tym momencie słyszę wulgarny śmiech siedzących niedaleko Anglików - facetów koło trzydziestki wgapionych, jak sroki w gnat, w krocze dziewczyny. Szczęśliwie nie słyszę, o czym mówią. Zastanawiam się, czy te dziewczyny wiedzą, że delikatna śluzówka pochwy nie powinna być wysuszana papierosowym dymem. Nie mam pojęcia, czemu one godzą się na coś, co szkodzi ich zdrowiu. Jak się jednak okazuje, to dopiero początek mojego zdegustowania.
Na scenie pojawia się kilka butelek Coli i już nie taka młoda kobieta, która zabawia turystów rozmową. Potrząsa jedną butelką i uprzedza, że za moment wykona swoją sztuczkę. Wkłada butelkę pomiędzy nogi ledwo zakryte miniówką i liczy szybko: One, two, three! Na trzy nieznacznie przykuca, przechyla butelkę i… voila! - Cola jest otwarta. Spieniony płyn oblewa wewnętrzną część ud kobiety, a spomiędzy nich wylatuje na podłogę kapsel. Wyciera przyrodzenie ręcznikiem i idzie powtórzyć to samo w drugim krańcu sceny, żeby inni goście też mogli obejrzeć tę rzadką umiejętność. Tu trzeba dodać, że scena znajduje się na wysokości blatów stolików dokoła niej. Kiedy przechodzi wzdłuż krańca, wzrok mężczyzn kieruje się w jeden punkt – znajdujący się pod kusą spódniczką tej kobiety. Jak ona to robi? – zadajemy sobie z koleżanką nawzajem pytanie. Milkniemy, gdy widzimy, że „artystka” wdaje się w żartobliwą pogawędkę po angielsku – co się rzadko zdarza, bo Tajki nie znają języków obcych. Wpatrzony w nią jak w obrazek, daje z siebie zdjąć t-shirt. Nieco rzednie mu mina, gdy widzi, że kobieta podciera się jego koszulką, śmiejąc się przy tym głośno. Po czym bierze kolejną butelkę, pozwala mężczyźnie wstrząsnąć napój, podchodzi na skraj sceny i staje nad swoim wybrankiem, by za zużycie swojego T-shirta miał lepszy widok. I znów wkłada sobie między nogi butelkę i znów odlicza one, two, three! Cola spływa od krocza aż do stóp, a kapsel spada niedaleko tłustego jegomościa. Ów bierze go do ręki podekscytowany. Koszulka ląduje między nogami kobiety, aby mogła powycierać się dokładnie. Ostentacyjnie osuszywszy się, oddaje T-shirt właścicielowi. Ku naszemu zdumieniu, ten wkłada go na siebie.
Dzienna z piłeczkami do ping ponga staje w rozkroku nad szklanką z wodą. Wkłada do pochwy jedną z nich i stojąc, celuje piłeczką do szklanki. Po wrzuceniu do naczynia pierwszej, znów wkłada kolejną do pochwy i chce powtórzyć sztuczkę. Niestety, już się jej to nie udaje. Piłeczka spada obok szklanki i turla się po scenie. Dziewczyna szybko ją podnosi i ponawia próbę. Znów to samo, ale tym razem piłeczka spadła ze sceny na podłogę. Podnosi ją klient klubu i podaje dziewczynie, a ta, zgodnie z tym, za co jej płacą, znów robi to samo. Patrzymy się z koleżanką po sobie i zdaje się, że myślimy to samo: bakterie! Piłka spadła na podłogę, facet bez kozery wziął ją do ręki, mimo, że wiedział, gdzie przed chwilą była, a dziewczyna włożyła ją bez opłukania do pochwy, mimo, że też widziała, gdzie piłeczka się znalazła. Higiena tutaj nie ma żadnych praw, a występujące tutaj kobiety same siebie narażają na zakażenia. Z niesmakiem czekamy na kolejny numer popisowy.
W czasie kolejnego numeru dziewczyna kładzie się bokiem na podłodze, do pochwy wkłada gwizdek, po czym porusza się w taki sposób, że gwizdek zaczyna gwizdać. Co więcej, gwizdek wydaje dźwięki w różnych tonacjach. Niewiarygodne, jakie ona musi mieć wyćwiczone mięśnie – mówię do koleżanki. Za którymś razem gwizd jest już przyciszony, a na twarzy dziewczyny kwitnie grymas. Może ją coś uwiera, albo boli. Wtedy paru bardziej podchmielonych już turystów krzyczy tytuły, jakie chcieliby, żeby dziewczyna zagrała. Na szczęście ten numer dość szybko się kończy i panowie zostają zagłuszeni muzyką w kolejnej krótkiej przerwie. Sala nagradza występ, tak jak i poprzednie - oklaskami, po czym zaczyna się kolejny pokaz.
Dziewczyna przykuca, wkłada sobie do pochwy flamaster i poruszając zgrabną pupą tuż nad podłogą, pisze coś na kartce papieru. Po wszystkim podnosi kartkę do góry i już wszyscy wiemy, z napisu „welcome”, że jesteśmy tu miłymi gośćmi. Jakie to głupie – mówi koleżanka, a ja jestem równie zdegustowana. To, co one tu robią uwłacza godności kobiet, sprowadza je do roli przedmiotu. Znów rozglądam się po gościach. Faceci rozanieleni gapią się ciała młodziutkich Tajek. Ich żony, narzeczone, dziewczyny silą się na przybranie zblazowanych, znudzonych min, udając, że nie widzą tego, że ich mężczyźni przestali widzieć jakikolwiek inny świat poza intymnymi częściami ciała występujących kobiet. Jak to dobrze, że nie jestem tu ze swoim facetem. Jak to dobrze, że nie jestem z jakimkolwiek znanym mi facetem. Pewnie też nieswojo bym się czuła w jego obecności i usiłowałabym wykrzesać na twarzy obojętny grymas, powstrzymując się od jakichkolwiek komentarzy.
Na scenę wchodzi dziewczyna z otwartymi butelkami Coli. Czyżby to były te same, które otwierała jej koleżanka? Kładzie się na podłodze, unosi biodra do góry i wlewa do pochwy całą zawartość butelki. Wstaje z podłogi, pokazując, że potrafi tak zacisnąć mięśnie, że z jej muszelki nie wyleci ani jedna kropla. Kiedy wszyscy mogą się o tym przekonać, podstawia sobie pustą butelkę i napełnia ją ponownie Colą. Rozglądam się po szklankach gości. Niektórzy piją Colę. Nie wyglądają na zatroskanych, czy ich butelka była otwarta przy nich. Mój wzrok trafia na jegomościa, który do numeru otwarcia kroczem butelki Coli poświęcił swój t-shirt. Trzyma w ręku kapsel, który wypadł spomiędzy nóg kobiety. Wpatrzony w dziewczynę napełniającą swoją kobiecość Colą, bezwiednie unosi kapsel do twarzy, by go powąchać.
Na scenie pojawia się dziewczyna z jajkiem. Wkłada jajko do pochwy – to chyba powszechny standard w tym przybytku: z czymkolwiek dziewczyna wyjdzie na środek sali, to natychmiast wkłada to w siebie. Kobieta kładzie się na brzuchu na podłodze i z całej siły zaczyna uderzać o nią biodrami. Panom niezwykle się podoba to, że takie drobne dziewczątko ma w sobie tyle energii. Dziewczyna zaś wstaje, wyjmuje jajko, demonstrując, że w jej wnętrzu jest tak bezpiecznie, że cokolwiek się doń nie włoży, to po wyjęciu będzie wciąż całe i nieuszkodzone. Nie należę do grzecznych dziewczynek, pruderia raczej mi obca i mam dużo tolerancji dla różnych zachowań seksualnych. Ale mam chyba za słabe nerwy na oglądanie tak poniżających kobietę rzeczy. Jednak zupełnie niepotrzebnie się tym przejmuję, bo dokoła dziewczyny z klubu są uśmiechnięte i zadowolone. Te z nich, które akurat nie występują, stoją obok siebie, rozmawiają, dowcipkują.
Na scenę tym razem wychodzą dwie dziewczyny. Jedna z nich łapie się rękami na dole rur, odbija się nogami i za moment wisi na nich do góry nogami. Rozsuwa nogi i stopami zaczepia na górze o rury. To już wiem, dlaczego jest tu kilkanaście rur, a nie zaledwie kilka. Zwykły pokaz tańca przy nich byłby po prostu zbyt banalny. Do dziewczyny wiszącej na rurach, rozpustnie eksponującą swoja kobiecość, podchodzi jej koleżanka. Obejmuje dziewczynę czule w biodrach i zaczyna ją pieścić oralnie. Jest w tym mnóstwo czułości, ciepła, delikatności. Miły przerywnik po głupich numerach z wkładaniem do pochwy czego bądź. Przy tym pokazie miłości lesbijskiej widać wyraźne poruszenie wśród panów. Przestają gadać, obleśnie śmiać się, a zaczynają kontemplować w ciszy. Jeżeli przyszli tu ze swoimi partnerkami, to dawno już o nich zapomnieli. Bo dziewczyny na scenie dobrze wczuwają się w swoje role. Pieszczą się, całują, najpierw jedna drugą, potem jest zmiana. Kończą obie na podłodze.
Na scenę ponownie wchodzą dwie dziewczyny. Jedna z nich zostaje przywiązana do rur, a druga ma w dłoni kawałek gumy. Zaczyna nim okładać tę pierwszą. Nie oszczędza jej, bo każde uderzenie wywołuje efektowny trzask i przeraźliwy krzyk bitej dziewczyny. Zastanawiamy się, czy w ogóle te uderzenia w jakikolwiek sposób bolą wijącą się i wrzeszczącą ofiarę. Przekonujemy jedna drugą, że nie, to ją nic nie boli, to tylko tak wygląda, jakby bolało. Łatwiej jest myśleć w ten sposób. To w końcu zainscenizowany pokaz. Oprawczyni w końcu przestaje bić związaną dziewczynę, odkłada gumę i zaczyna ją pieścić i całować. W końcu uwalnia ją, by ta korzystając z nieuwagi koleżanki-kata-kochanki, zabiera jej gumę i mści się.
Show w tajskim go-go to porcja silnych wrażeń. Trudno znaleźć podobną atrakcję w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Nawet będąc przygotowanym na ostre doznania, można czuć się tu zaskoczonym czy zbulwersowanym. Bynajmniej nie zawsze z powodu tego, co pracujące tu panie robią na scenie. Czasem to goście klubu są tego przyczyną.
Źródło: kobieta.wp.pl, luty 200

--
Ewelina Kitlińska

Więcej podobnych artykułów oraz zdjęć na: www.kitlinska.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Go go


GO go zdj. fotolia
W tajskim klubie go-go
autorem artykułu jest Ewelina Kitlińska
Tajlandia to kraj znany z seksturystyki. Nie da się tego nie zauważyć w każdym większym mieście czy kurorcie, w którym jest tłoczno od turystów. Na ich potrzeby funkcjonują tysiące klubów nocnych, pubów, salonów masażu i klubów go-go. Te ostatnie dają niecodzienną porcję rozrywki grającej na najniższych pobudkach ludzkiego instynktu, wywołując skrajne emocje.
Początkowo, przejeżdżając przez Patpong w Bangkoku, dzielnicę seksualnych rozrywek, stwierdziłam, że po pierwsze, nie jestem zainteresowana przechadzką po tych ulicach, a po drugie - nie mam po co iść do klubu go-go, bo nie znajdę w takim przybytku niczego ciekawego dla siebie. Potem, słuchając opowieści, jak wygląda wieczór w takim miejscu i co można zobaczyć, zmieniłam zdanie. Niestety było już za późno, żeby nadrobić tę zaległość, bo wtedy już byłam poza Bangkokiem. Ale okazało się, że trafiając do Pattayi – nadmorskiego kurortu stworzonego niemal wyłącznie z ponad setki kilkunastopiętrowych, betonowych hoteli, mogłam się przekonać, że to nic straconego. Bangkok ma jeszcze choć tyle przyzwoitości, że seks wychodzi na ulice dopiero pod wieczór i w nocy. W Pattayi zaś jest na ulicach przez cały dzień.
Dzień za 20 euro
Niby przyjeżdża się tu nad morze. Ale to pozory, bo plaża jest wąska, obstawiona leżakami, a morze pełne śmieci. Za to kurort jest pełen ślicznych, niedużych i uśmiechniętych Tajek, gotowych spędzić cały dzień z każdym, kto zapłaci za to 20 euro. Jeśli dostępność kobiet, ich uległość, przymilny charakter i posłuszeństwo to rzadkie cechy poszukiwane przez mężczyzn, to z całą pewnością Pattayę mogliby nazwać rajem. Facet nie musi się tu wysilać, by zdobyć kobietę ani intelektem, siłą, humorem, wyglądem, błyskotliwością, ani nawet grubością portfela, mimo, że usługi dodatkowe nie są wliczone w całodzienną stawkę. Nie ma znaczenia także grubość delikwenta, czy wręcz przeciwnie – jego nadmierne przesuszenie, jak też zaawansowany wiek. Kto ma problemy ze swoimi funkcjami seksualnymi, ten łatwo się ich pozbędzie w dowolnej aptece – niemal każda ma jaskrawy neon, szyld, planszę czy choćby zwykły napis na szybie czy kartce, głoszący, że: „my mamy viagrę!”.
Te miłe dziewczyny, które niekiedy nie mają nawet 18 lat, spędzają ze swoimi klientami cały dzień – nacierają olejkiem na plaży ich blade cielska, chodzą z nimi do barów i klubów, a w nocy… no cóż, każdy się domyśla, co się wówczas dzieje. Dla wielu z tych młodziutkich kobiet ta praca to niezwykle dochodowe źródło utrzymania, czasem całych kilkunastoosobowych rodzin. Za dnia dziewczyny przyprowadzają swoich podtatusiałych, łysych, brzuchatych i nad wyraz, często obleśnie, uśmiechniętych facetów na kocyk do swojej rodziny odpoczywającej na plaży. Robią im masaż, nacierają olejkami, idą się kąpać, a w międzyczasie mogą porozmawiać z matką, ojcem, siostrą. I jest społecznie akceptowane. Jakby od wieków kobieta w Tajlandii była po to, żeby sprawiać białemu mężczyźnie przyjemność.
Nocne życie kurortu
Jeśli to kogoś mierzi za dnia, to w nocy może się spodziewać, że będzie zgorszony. Wówczas otwiera swoje podwoje kilkadziesiąt klubów go-go. To turbo napęd tego kurortu. Tego, co się w nich dzieje, nie zobaczy się w podobnych przybytkach w innych częściach świata. Zachęcone opowieściami znajomych, wybieramy się z koleżanką same ocenić, na ile jest to prawda. Na pełnym zgiełku, rozmigotanym neonami, deptaku Walking Street ciągną się dyskoteki, puby i kluby go-go. Przed nimi stoją dziewczyny przyodziane w coś, co ledwo im zakrywa wdzięki. Kuszą przybyszy uśmiechem, zmysłowym tańcem, zalotnymi spojrzeniami. Naganiacze biegają z ulotkami usiłując namówić na zabawę właśnie w tym, a nie innym miejscu.
Jeden z nich, kilkunastoletni chłopiec podbiega i podtyka nam pod nos ofertę klubu go-go w wersji angielskiej i mówi: „Tylko 600 bathów”. Jasno określa wszystkie warunki, w tym również informuje nas, że nie w klubie wolno robić zdjęć – Tajowie tłumaczą ten zakaz zapewnieniem dyskrecji swoim gościom. Kiedy wymieniamy ze sobą uwagi, rozpoznaje słowiański język, odwraca ofertę na drugą stronę, gdzie cyrylicą spisana jest oferta po rosyjsku. Jeden z punktów nie pozostawia wątpliwości, co można obejrzeć. Hasło „Żenszina kurit cigariety organami” jest jednoznaczne.
Uzgadniamy cenę na połowę pierwotnej stawki. Chłopak prowadzi nas w boczną alejkę. Tam przejmuje nas kolejny młokos, a naganiacz wraca na ulicę główną, by znaleźć kolejnych klientów. Wchodzimy do klubu, gdzie tłum ludzi siedzi dokoła usytuowanej na środku klubu podwyższanej sceny otoczonej chromowanymi rurami. Na scenie skąpo odziana dziewczyna, która wykonuje pierwszy numer, jaki oglądamy…
Pikantna rozrywka tajskich klubów go-go przyciąga z jednej strony ciekawskich, tych, co chcą tylko obejrzeć nietypowe umiejętności tutejszych dziewczyn, a z drugiej klientów, którzy skorzystają z usług seksualnych. Nie ma chyba w Pattayi tak perwersyjnego życzenia seksualnego, które nie mogłoby być spełnione. Show w tajskim go-go to porcja silnych wrażeń. Trudno znaleźć podobną atrakcję w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Nawet będąc przygotowanym na ostre doznania, można czuć się tu zaskoczonym czy zbulwersowanym. Bynajmniej nie zawsze z powodu tego, co pracujące tu panie robią na scenie. Czasem to goście klubu są tego przyczyną.
Źródło: kobieta.wp.pl, luty 2009

--
seksturystyka, Tajlandia, Patpong, Pattaya, Bangkok, go-go, Tajki, We have viagra, cigariety, prostytucja


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Blogi o podobnej tematyce

  • Chevalier - Serre- Chevalier: co wiedzieć trzeba Autor: *Katarzyna Sowa* Wspomniane już Serre Chevalier to region narciarski w Alpach Nadmorskich, niedaleko granicy ...
  • Poland Valley Chochołowska - Early April is the time of flowering crocuses. During this time, a visit to the Valley Chochołowska. After a long and exhausting journey worth about 8km to...
  • bilety do Disneylandu - Ile naprawdę kosztują bilety do Disneylandu? Autor: *Robert Wąsik* Disneyland w Paryżu to prawdziwie magiczna kraina. Mimo że wielu próbowało, nikomu nie...
  • Jeździectwo - Jeździectwo – charakter sportu i wyposażenie Autor: *Natalia Kwiatkowska* Czy jeździectwo jest sportem dla każdego? W co należy się wyposażyć, jeżeli już...
  • Wenecja - Wszystkie kolory Wenecji. Autor: *Maciej Łukomski* Nie ma drugiego takiego miejsca na świecie jak Wenecja. To miasto mostów, karnawału i zakochanych. Ni...
  • Strona o Pradze Czeskiej - Strona praga-czeska.infotab.pl powstała po podróży do Pragi. Zawiera kilka fotogalerii tematycznych, w których można zobaczyć najciekawsze zabytki Pragi s...
  • Strona o Budapeszcie - Budapeszt – stolica Węgier jest miastem pełnym ciekawych zabytków, muzeów, historycznie często obleganym, zdobywanym przez Turków, dlatego można tam spotka...
  • Ciekawa strona o Lwowie - Strona lwow.infotab.pl powstała w 2004 r. po podróży do Lwowa. Lwów to dawne polskie miasto, dzisiaj należące do Ukrainy. Mieszka tam nadal mnóstwo Polaków...